Po drugie oglądanie tego odcinka to była dla mnie męka - musiałam sobie robić przerwy po idiotycznych scenach, iść do "kącika" i się pośmiać.
No bo powiedzcie mi, dlaczego człowiek w takiej a nie innej sytuacji jak Scofield, którego życie jest w niebezpieczeństwie, nagle wpada na pomysł, żeby wrócić się po serwetki?
Nie pamiętam, żeby zdarzało mi się to wcześniej - jeżeli już się śmiałam, to zazwyczaj ze scen, które miały być w założeniu śmieszne, nie tragiczne.
I chyba pierwszy raz oglądałam bardzo niedokładnie i bez większego zainteresowania.
Miałam wrażenie, że wszystko jest chaotyczne, na szybko i że twórcy bardzo się śpieszą. Jak zwykle brakowało mi "scen pomiędzy", tych przejściowych, mniej ważnych, wprowadzających w nastrój, oddzielających jedną istotną rzecz od drugiej, co znowu wynika z pośpiechu, nie wspominając o wyciszeniu poprzez wspomnienia Scofielda z dzieciństwa, kiedy myślałam "Jeszcze raz to pokażą i zwymiotuję". Jak dla mnie wystarczyłaby opowieść o karmniku, jeżeli już.
Co mi się podobało.. Podobał mi się duet Alex i T-Bag - w końcu to dwójka moich ulubionych postaci jak i aktorzy, bez których PB nie ujechałoby nawet połowy tego co ma i tym samym aktorzy, którzy już dawno powinni byli się stamtąd zmyć, bo tak strasznie nie pasują i odstają talentem do reszty.
Przykład: Alex i Linc - jeny, oglądanie tych scen to była prawdziwa katusza, będę to sobie puszczać za karę.
A, właśnie, kiedy Mahone miał uklęknąć przypomniała mi się scena z Abruzzim. Gdyby chcieli robić ten serial na serio, takich scen nawiązujących do poprzednich zdarzeń powinno być więcej, wszystko przynajmniej trzymałoby się kupy i było ciekawsze.
Odziedziczenie talentu po matce przez Scofielda - całkiem dobry motyw, tylko znowu jakiś taki.. mam wrażenie, niedopracowany. Wyskoczyli z tym nagle próbując w jednym odcinku zbudować do tego całą historię, jakoś bez porządnego wprowadzenia, albo ja już nic nie pamiętam.
Odnoście zdarzeń w ciężarówce. Fajnie, że nie zapomnieli o geniuszu Michaela i że pielęgnują jego postać pod tym względem - fajnie do momentu, kiedy stalowy pręt łamie się jak kawałek zeschniętego drewna.
Prędzej by się Scofieldowi ta wajcha w rękę wbiła, niż się urwała.
Takim mniej wg mnie wystawionym na pośmiewisko i nie skazanym z góry na kpiny rozwiązaniem byłoby np. to, że Scofield już po prostu nie ma siły tego dalej pociągnąć, niż że ciągnie z tak nadludzką siłą aż łamie rączkę

Zresztą, to odpadło po prostu jakby było z kruchego ciasta, jeszcze z takim smakowitym "chrupnięciem".

W moim odczuciu takie drobiazgi strasznie psują całość i serial staje się po prostu głupi i naciągany. Mam wrażenie, że twórcy nawet nie starają się, żeby te niemożliwe rzeczy w jakimś stopniu ukryć by były mniej zauważalne, jak to bywa w serialach/filmach, oni to po prostu robią w sposób bezpośredni i jawny, jakby już im się nie chciało.
W pierwszym sezonie takich niewykonalnych akcji było na pewno dużo, a jednak całość wypadła świetnie.
Nie mam nawet ochoty zastanawiać się nad tym co w ogóle działo się w tym odcinku. Przestało mnie interesować jak skończą się losy poszczególnych postaci, które kiedyś mnie obchodziły. Mogą nawet zastrzelić Linc'a, ja i tak będę ziewać.
Najgorsze jest jednak to, że przemęczę się jeszcze te kilka odcinków, żeby poznać zakończenie.
...
Jeny, niech to się już skończy i niech ludzie zaangażowani w cały serial łącznie z aktorami zajmą się już czym innym.
D Duch pisze:I z kim tutaj się kłócić?Tutaj się nie wolno kłócić.
