
***
- Co się dzieje? – zapytał łagodnie Scott.
Sara odwróciła się i napotkała zaniepokojone spojrzenie męża. Zamyślona nawet nie zauważyła, kiedy do niej podszedł. Dopiero teraz poczuła jego ciepły oddech na szyi. Kiedyś przywodził na myśl dom, stabilizację i bezpieczeństwo. Teraz przypominał boleśnie o poczuciu winy palącym boleśnie od środka.
- Nic – odparła krótko.
Wróciła do zmywania naczyń w nadziei, że Scott nie będzie drążył. Nigdy tego nie robił. Wiedział, że Sara ma naturę introwertyczki i nie wymagał od niej odpowiedzi na większość pytań. Przywykł do świadomości, że myśli i uczucia Sary należą tylko do niej. Akceptował taki stan rzeczy.
Tym razem jednak spokojnym, ale stanowczym ruchem zamknął wodę i oparł się o blat kuchenny obok żony.
- Od rozmowy z Linkiem powiedziałaś do mnie może ze trzy zdania – powiedział spokojnie. – Z czego jedno brzmiało: „powieś pranie”. Z Mikiem też prawie nie rozmawiasz.
Sara sięgnęła po ścierkę i wytarła powoli dłonie. Potem odłożyła ją na zlew, odwróciła się i także oparła o blat, krzyżując ręce na piersiach. Omiotła spojrzeniem kuchnię, przestronną i jasną, dokładnie taką, jak chciała. Wszystko w tym domu stworzyła od zera. Linc i Alex pomagali jej malować ściany i ustawiać meble. Była w dziewiątym miesiącu ciąży, kiedy zrywała stare gumoleum w łazience.
- Coś się stało? – spróbował ponownie Scott, nie spuszczając z żony czujnego spojrzenia.
Kobieta nadal na niego nie patrzyła. Na całym świecie była tylko jedna osoba, której mogłaby się zwierzyć, ale ona nie żyła… Albo przynajmniej była bardzo daleko stąd.
- Chodzi o Michaela? – zapytał w końcu Scott.
Pomysł był irracjonalny i Scott zdawał sobie z tego sprawę. W dodatku wiedział doskonale, że zmarły tragicznie pierwszy mąż Sary jest tematem, którego w tym domu nie należy poruszać. A przynajmniej on nie powinien tego robić. Pytać o Michaela miał prawo jedynie Mike.
A jednak… Choć Scofield nie żył od siedmiu lat, choć nie było najmniejszego powodu, by podejrzewać, że to jego dotyczyła sobotnia rozmowa Sary i Linka, Scott w głębi duszy czuł, że ma rację. Że tylko z powodu Michaela jego żona mogła przepłakać cztery noce z rzędu.
- Jeśli coś się dzieje, mam prawo wiedzieć – powiedział Scott, odwołując się tym razem do niewątpliwej uczciwości Sary. – Chodzi o moją żonę i mojego syna.
Kobieta w końcu na niego spojrzała. Mimowolnie pomyślała o Miku. Tak, od roku jej syn mówił do Scotta „tato”. Wiedział, że jego biologiczny ojciec nie żyje, ale Scott… Scott był dla niego tatą. Naprawdę dobrym, czułym, kochającym i… przede wszystkim obecnym. Sara nie miała żadnych wątpliwości, że Scott kocha chłopca jak własnego syna i przez to czuła jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- Tak – odparła w końcu, spuszczając wzrok na miętowe kafelki na kuchennej podłodze, - chodzi o Michaela.
Niemal słyszała burzę, jaką jej słowa wywołały w umyśle Scotta. Milczała, czekając na odpowiedź, ale cisza zaczęła się przedłużać, więc spojrzała ponownie na męża. Napotkała jego oczy, tak samo spokojne i ciepłe jak zawsze, utkwione w jej własnych.
- Być może… - zaczęła z wahaniem, ostrożnie dobierając słowa. – Możliwe, że… Link uważa, że istnieje szansa, że Michael żyje.
Scott westchnął ciężko, odwracając się w końcu. Teraz oboje stali z rękami skrzyżowanymi na piersiach i wzrokiem utkwionym gdzieś w bliżej nieokreślonej przestrzeni. Sara nie miała odwagi się odezwać. Wiedziała, że ta informacja, choć niepewna, zburzy ich spokojne, szczęśliwe życie. Jej już zburzyła, a teraz także i jego.
- Nie widziałaś ciała? – zapytał w końcu Scott.
Niczym niezmącony spokój w jego głosie ugodził Sarę prosto w serce.
- Nie – odparła głosem całkowicie pozbawionym emocji. – Poraził go prąd, ciało było… - zawahała się przez chwilę, wspominając tę straszną noc sprzed siedmiu lat, kiedy Alex próbował jej wytłumaczyć, dlaczego nie może zobaczyć Michaela. Była całkowicie głucha na jego argumenty. Miała gdzieś, że widok spalonego ciała męża będzie ją nawiedzać w koszmarach do końca życia. Chciała zobaczyć go jeszcze choć przez chwilę, przytulić po raz ostatni. Chrząknęła, usiłując się uspokoić i nerwowym ruchem odgarnęła włosy za uszy. – Alex mi nie pozwolił – zakończyła krótko.
- Jeśli żyje… gdzie jest? – zapytał Scott, starając się skupić na faktach.
- Link dostał zdjęcie – powiedziała Sara, wracając myślami do niewyraźnej, czarnobiałej fotografii przedstawiającej mężczyznę stojącego przy oknie. – Zdjęcie kogoś… kogoś podobnego do Michaela. Ten ktoś od trzech lat przebywa w więzieniu w Maroku.
Scott pokiwał w milczeniu głową. Jego analityczny umysł pracował teraz na najwyższych obrotach. Jakie były szanse na przeżycie porażenia prądem o tak wysokim napięciu? I co potem? Jeśli żył, dlaczego przez tyle lat nie nawiązał kontaktu ze swoją żoną i synem? I w końcu… czy naprawdę w tej sytuacji największe znaczenie mają fakty? Czy nie bardziej liczą się subiektywne odczucia Sary?
- Uważasz, że to prawda? – zapytał w końcu.
- Był chory – odparła Sara, kręcąc głową. Scott zauważył, że mówiąc to zacisnęła mocniej palce na przedramionach. – Był terminalnie chory, umierał. To co się stało w więzieniu tylko to przyspieszyło.
- Więc dlaczego tak bardzo to przeżywasz?
Sara spuściła wzrok na swoje stopy. Powiedziała prawdę, zdawała sobie sprawę ze wszystkich racjonalnych argumentów świadczących o tym, że śmierć Michaela nie była fikcją. A jednak odkąd tylko Link powiedział, że istnieje szansa, uczepiła się jej kurczowo i nie chciała puścić. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek w życiu i choć rozsądek podpowiadał jej, że będzie bardzo cierpieć, nie mogła się powstrzymać.
- Tak czy inaczej powinnaś to sprawdzić – powiedział Scott, wybawiając żonę od konieczności odpowiadania na pytanie. – Nie zaznasz spokoju, dopóki nie będziesz miała pewności.
Może i było w tym stwierdzeniu sporo racji, ale Sara nie była tego wcale taka pewna. Wiedziała, że po raz drugi śmierci Michaela nie przeżyje, dlatego tak bardzo bała się uwierzyć Lincolnowi.
- Jaki jest plan? – zapytał Scott.
Od rozmowy z Linkiem minęły cztery dni. Scott znał go wystarczająco, by wiedzieć, że nie siedział przez ten czas bezczynnie. Na pewno poczynił już pierwsze kroki, by odnaleźć brata.
- Link szuka kontaktów w Maroku – odparła Sara, szurając nerwowo stopą o posadzkę. – Niełatwo się tam dostać.
- Rozumiem – powiedział Scott, kiwając głową. – Chcę wziąć w tym udział – oznajmił nagle. – Jeśli będę mógł się do czegoś przydać, chcę to zrobić.
Sara podniosła wzrok. Zaskoczenie na jej twarzy mieszało się z poczuciem winy. Mężczyzna uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Znasz mnie, Sara – stwierdził z ledwie wyczuwalną czułością w głosie. – Jestem racjonalistą. Nigdy się nie oszukiwałem, nie miałem nadziei, że będziesz mnie kochać tak jak jego. Wiedziałem, że swoją wielką miłość już przeżyłaś. Zawsze było dla mnie jasne, że choć nie żyje, jest ci o wiele bliższy niż ja.
Scott uśmiechał się z typową dla siebie łagodnością, widząc, jak Sara walczy ze łzami. Wiedział, że jest najzwyczajniej w świecie dobrym człowiekiem i nie chce go ranić.
- Przepraszam, Scott – powiedziała w końcu, kręcąc głową. – Naprawdę przepraszam. Nie powinnam za ciebie wychodzić, zasługujesz…
- Tylko nie mów, że zasługuję na coś lepszego – przerwał jej mężczyzna. – Ja nie jestem miłością twojego życia, ale to nie znaczy, że ty nie jesteś miłością mojego. Jesteś moim Scofieldem – powiedział, śmiejąc się mimowolnie. – Dlatego mam nadzieję, że to wszystko prawda i uda wam się znaleźć Michaela. Wolę myśl, że jesteś szczęśliwa, nawet daleko ode mnie, niż patrzeć jak cierpisz tuż obok.
Zobaczył, że pojedyncze łzy popłynęły po policzkach Sary. Uśmiechnął się raz jeszcze i otarł je kciukiem.
- Nie płacz – nakazał spokojnie. – Musisz wziąć się w garść, jeśli chcesz go znaleźć.
- Tato! – rozległ się dziecięcy okrzyk dochodzący z góry. – Skończyłem!
- Już idę! – odkrzyknął Scott.
Ruszył w stronę schodów, żeby pomóc Mikowi z malowaniem modelu samolotu, który składał od kilku dni. W drzwiach przystanął na moment, jakby o czymś sobie przypomniał i odwrócił się przez ramię.
- Sara – powiedział zamyślony, - skoro to Alex nie pozwolił ci zobaczyć ciała, może wiedział, że nie ma czego oglądać.
I nie czekając na odpowiedź, zniknął za drzwiami.
***
- Wujek Link jedzie z tobą? – zapytał Mike, przyglądając się, jak Sara składa w pośpiechu sukienkę i wrzuca ją do walizki.
- Wujek jest bardzo zajęty – odparła Sara, zbierając z łózka porozrzucane ubrania.
- A ja zostaję z tatą, tak? – upewnił się chłopiec.
- Tak – powiedziała kobieta, zatrzaskując drzwi szafy. Zdała sobie jednak sprawę, że Mikowi należy się nieco więcej, więc spojrzała mu w oczy i dodała: Tylko na dwa dni. W porządku?
- Chyba tak… – odparł chłopiec z wahaniem.
Sara otworzyła dolną szufladę swojej nocnej szafki i zaczęła przeczesywać ją w poszukiwaniu paszportu. Po chwili jednak ponownie usłyszała zaniepokojony głos syna.
- Ale skoro ja i tata będziemy tutaj i wujek Link też nie jedzie… To kto się tobą zaopiekuje? – zapytał poważnie.
Gwałtowny przypływ czułości wypełnił serce Sary. Przerwała poszukiwania, obeszła łóżko i usiadła obok chłopca.
- Jadę do wujka Alexa – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Myślę, że przez te dwa dni on się mną zaopiekuje.
Mike przez chwilę milczał, zastanawiając się nad słowami matki.
- W porządku – zdecydował w końcu.
Sara uśmiechnęła się i z czułością poczochrała mu włosy. Chłopiec był tak bardzo podobny do ojca, że czasem miała wrażenie, jakby rozmawiała z Michaelem.
- Jutro sobota – powiedział nagle Mike.
Oczywiście Sara doskonale wiedziała, do czego chłopiec zmierza. W każdą sobotę odwiedzali grób Michaela na pobliskim cmentarzyku.
- Moglibyśmy pójść bardzo wcześnie rano, żebyś zdążyła na samolot – zaproponował chłopiec.
Przez moment Sara nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Czuła na sobie spojrzenie jego niebieskich oczu. Nie potrafiła go okłamywać, zupełnie tak jak kiedyś nie potrafiła okłamywać Michaela.
- A może tym razem poszedłbyś tam z tatą? – odparła w końcu Sara, skrzętnie ukrywając łzy czające się w kącikach oczu.
- Miałbym z tatą odwiedzać… tatę? – zdziwił się chłopiec. – To nie będzie trochę dziwne?
Sara z trudem powstrzymała uśmiech. Mike był zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek, co często utrudniało jej przekonanie go do swoich racji.
- Boisz się, że Scottowi będzie przykro? – zapytała, patrząc na synka uważnie.
- Że obu im będzie przykro – odparł Mike poważnie. – No wiesz… - dodał, zauważając, że Sara za nim nie nadąża. – Mój tata-tata jest moim prawdziwym tatą. Nie chcę, żeby myślał, że o nim zapomniałem, skoro mam tatę-Scotta. A tata-Scott nie jest moim prawdziwym tatą… I nie chcę, żeby myślał, że przez to kocham go mniej.
Niepokój, z jakim mówił to chłopiec, sprawił, że Sara z trudem powstrzymała łzy. Tak bardzo pragnęła, by Mike poznał swojego prawdziwego ojca…
- Myślę – zaczęła z namysłem, - że twój prawdziwy tata wie, że potrzebujesz taty tu na ziemi i na pewno się cieszy, ze go znalazłeś. A tata-Scott… - zawahała się przez moment – Tata-Scott jest bardzo mądrym człowiekiem i wie, że kochasz go bez względu na to, czy jest twoim prawdziwym tatą, czy nie.
Urwała na moment, dając chłopcu chwilę na przemyślenie odpowiedzi, a potem podjęła ponownie.
- To tak jak ze mną – kontynuowała. – Bardzo kocham twojego prawdziwego tatę i jestem pewna, że on o tym wie. Wiem też, że twój tata kochał mnie tak mocno, że nie chciałby, żebym była tu sama, dlatego wierzę, że cieszy się, że jest ze mną Scott. To nie znaczy, że któregoś kocham mniej czy bardziej, po prostu… inaczej. Rozumiesz?
- Chyba tak – powiedział Mike, kiwając głową. – Myślisz, że tata… tata-tata to wszystko wie?
- Jestem pewna – odparła bez wahania. – Twój tata zawsze będzie częścią ciebie i częścią mnie, dlatego jestem pewna, że dobrze wie, co czujemy.
- To dobrze – stwierdził chłopiec. – To w sumie prawie tak, jakby żył, prawda?
Sara przygryzła wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem na oczach syna. Odpowiedziała dopiero po chwili, kiedy była już pewna, że nad sobą panuje.
- Prawda – powiedziała cicho, przytulając chłopca.
***